» Blog » O przewagach trylogii
07-10-2012 21:53

O przewagach trylogii

W działach: książki, rozterki czytacza | Odsłony: 1

...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz jedenasty.

Swoje pierwsze kroki na gruncie czytelniczym stawiałam w szkole podstawowej, powoli odkrywając, że książki to nie tylko nudne lektury pokroju, chociażby, "Karolci" Marii Krüger. Nawiasem mówiąc, tę ostatnią uważałam za nieciekawą do tego stopnia, że jedynym sposobem, abym poznała jej treść było czytanie mi jej na głos przez moją mamę. To nie tylko uchroniło mnie przed jedynką za nieznajomość treści lektury, ale też nieco uodporniło. Na tyle, abym zdołała przebrnąć przez "Przygody Filonka Bezogonka" - w bólach, lecz w pełni samodzielnie.

Pierwszymi książkami, których nie postrzegałam, jako wyrafinowanych narzędzi tortur były "Pod szczęśliwą kocią gwiazdą" Grażyny Strumiłło-Miłosz oraz "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery. Wprawdzie nie sięgnęłam po nie z własnej, nieprzymuszonej woli, jednak przeczytałam z prawdziwą przyjemnością, niecierpliwie przewracając kolejne strony. To otworzyło mi oczy na literaturę. Nagle cotygodniowe, obowiązkowe wizyty w szkolnej bibliotece stały się zupełnie znośnym doświadczeniem.

Krótko po tym odkryłam Harry'ego Pottera, który całkowicie podbił moje dziecięce serce. Wtedy na polskim rynku dostępne były dopiero dwa tomy – zaczątek przyszłej kolekcji, książki, które pierwsze pojawiły się na mojej półce. Wciągnęły mnie zupełnie – nie miałam ochoty opuszczać Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie do tego stopnia, że "Kamień filozoficzny" i "Komnatę tajemnic" przeczytałam chyba kilkanaście razy.

Teraz trudno mi uwierzyć, że mogłam tracić na to czas. Jest przecież tyle ciekawych książek, którym mogłam go poświęcić! Z drugiej strony, nie wiem, czy potrafiłabym do nich dotrzeć. Wtedy moje życie literackie było wciąż raczej ubogie - nie istniały jeszcze setki stron internetowych z tysiącami recenzji, które mogły skierować mnie we właściwym kierunku, a jedynymi osobami, na które mogłam liczyć pod tym względem czytelniczych konsultacji była garstka koleżanek i pani z biblioteki.

Pozostawało też dojmujące uczucie niedosytu, które nie pozwalało mi sięgnąć po żadną inną lekturę.

Rozstanie z dobrą książką bywa bowiem naprawdę trudne. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy nowości pojawiają się na rynku w tak szybkim tempie, że nie sposób nadążyć z czytaniem. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz pozwoliłam sobie wrócić do jakiejś lektury - widok nieustannie rosnącego stosu książek cierpliwie czekających na swoją kolej skutecznie wybija mi z głowy tego rodzaju fanaberie.

Stąd też uważam, że, jeśli mowa o objętości liczonej w tomach, trylogia jest najlepszą formą, w jakiej podaje się literaturę czytaną dla przyjemności. Jednotomowe historie, nawet, jeśli są kompletne, z elegancko zamkniętym zakończeniem, pozostawiają po sobie ogromny niedosyt. Ten zaś sprawia, że potem trudno sięgnąć po coś nowego – a czas goni, inne książki czekają. Trylogie pozwalają w pełni nacieszyć się opowiadaną historią, a nawet trochę się nią znudzić. Nie jest to jednak znudzenie, które wiąże się z przebijaniem się przez wielotomowe sagi. Przy piątym tomie ma się serdecznie dość, jednak szacunek dla literatury nie pozwala porzucić cyklu, nie dobrnąwszy wcześniej do końca.

Znudzenie, o którym tu mowa, ma zupełnie inny charakter. Sprawia, że ostatni tom zamyka się z przyjemnym uczuciem ulgi i poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Potem można z czystym sumieniem odłożyć na półkę wszystkie trzy tomy i bez bólu sięgnąć po nowe pozycje.

Być może właśnie dlatego czwarty tom cyklu Mike'a Careya o londyńskim egzorcyście, Feliksie Castorze zaczyna mnie już odrobinę męczyć. A przecież przede mną jeszcze piąty. Może po prostu nie należało czytać tego wszystkie na raz.

Mój błąd.


[Można przeczytać również tu. Wygląda ładniej, co jak wiadomo dla kobiet jest niezmiernie istotne.]

Komentarze


Melanto
   
Ocena:
0
Jako nastolatka czytałam tylko fantastykę (plus lektury) - a później był taki przesyt i w sumie nie miałam juz czego czytać ( bo przeczytałam chyba wszystko, co po naszemu było dostępne tak około 2005 roku) że zrobiłam sobie przerwę. I tak zbudziłąm sie z ręką w nocniku stosów lektur fantasy, że zanim nadrobię po kilku latach, to osiwieje radośnie.
Nie lubię wielotomówek - raz, że często biblioteki nie maja całości a nie chce kupować zanim nie poznam. Szukanie całości zajmuje duzo czasu, którego mi wiecznie brak. Dwa, ze kiedy tom pierwszy jest bardzo dobry, to potem bywa spadek formy, czego bardzo nie lubię. Zreszta, im dłuzej obracam sie w jednym uniwersum, tym więcej mankamentów dostrzegam. I autor tez mnie złości, zwłaszcza jak wyzyma swoje twory do granic przyzwoitości. Najlepszy przykład - Anne Rice.
Jako dziecię czytałam "Iliadę " i mity greckie ale Karolcię zawsze lubiłam. Piękna ilustracja przedstawiająca długonosą Filomenę z rozczapierzonymi pazurami na długo pozostała w mej pamięci. Ino bohaterowie dziecięcy byli nudni :P
08-10-2012 21:20
Szary Kocur
   
Ocena:
0
Trylogie. Jak ja tego nie cierpię. Zawsze sięgam po pierwszy tom jakiegoś odstresującego draństwa, to okazuje się być pierwszą i ostatnią wydaną częścią trylogii. Czy tak ciężko zamknąć fabułę w jednym tomie?

A długie cykle tworzą niebezpieczeństwo śmierci autora w tzw. ,,międzyczasie". Może to się skończyć śmiercią niesamowitej, wspaniałej opowieści (R. Zelazny) lub, co gorsza, dokończeniem jej przez chciwego syna i dyspozycyjnego wyrobnika literackiego (F.Herbert).
08-10-2012 21:49
Wlodi
   
Ocena:
+2
@Melanto

Nie chcę być trollem. Nie chcę się kłucić. Jedynie zaskakujesz mnie stwierdzeniem

" bo przeczytałam chyba wszystko, co po naszemu było dostępne tak około 2005 roku"

dobrze, że powiedziałaś "chyba". Muszę przyznać, że byłbym bardzo zaskoczony jeśli istniałaby osoba ktora przeczytała wszystko co było wydane w naszym kraju z zakresu fantasyki. Odsyłam tutaj do końca lat 90 i bumu z jakim fantasy weszło na nasz rynek. Książki pojawiały się niczym grzyby po deszczu. Myślę, że ogarnięcie samych autorów rosyjskich mogłoby stanowić problem.

Wybacz mi, ale znam ludzi czytających całe życie fantastykę i ciągle mówiących z żalem, że już nigdy nie zdążą przeczytać pewnych książek.
09-10-2012 10:33
Kamulec
   
Ocena:
+2
"Nie chcę być trollem."
Trzeba się cieszyć życiem, a nie narzekać na wyroki boskie.
09-10-2012 23:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.