» Blog » W trybikach wojny
12-03-2012 21:05

W trybikach wojny

W działach: CF, konwenty, RPG | Odsłony: 7

Jest luty 1867 roku. Wprawdzie po słynnej bitwie pod Königseig w Europie na kilka miesięcy zapanował spokój, jednak nie ma nikogo, kto nie spodziewałby się rychłego wybuchu kolejnej wojny. Żelazny Kanclerz nie zrezygnuje łatwo ze swoich planów. Podobnie Adwersarz. Nic więc dziwnego, że w Kazak Corom krasnoludzcy inżynierowie nieustannie pracują nad rozbudową Bawarskiej Marynarki Powietrznej. Gdy Bismarck znowu uderzy z pewnością tylko ona będzie mogła stawić czoła jego armii, toteż praca wre.

Do czasu.

Nagle bowiem w mieście krasnoludów zaczynają dziać się niepokojące rzeczy. Wszystko wskazuje na to, że ktoś sabotuje prace, aby opóźnić budowę najnowszego cudu techniki, olbrzymiego statku powietrznego, na cześć pewnej damy nazwanego "Marianną".



"W trybikach wojny" to, oczywiście, scenariusz, który poprowadziłam na ZjAvie; typowa przygoda – śledztwo, raczej prosta, ponieważ nastawiona przede wszystkim na zapoznanie graczy z najbardziej charakterystycznymi cechami Castle Falkenstein. Pojawiły się więc nawiązania do historii Nowej Europy, słynni bohaterowie niezależni, Dziki Gon, wszystko zaś w kontekście walki ze szpiegami Żelaznego Kanclerza. Niestety, sesja konwentowa nie wypadała równie dobrze, jak ta, którą poprowadziłam mojej krakowskiej drużynie. Z kilku powodów.


Oczywista oczywistość

Niestety, nie nadaję się do tłumaczenia gier. Prawdę mówiąc, nie nadaję do tłumaczenia czegokolwiek [1]. Jeśli coś wiem, zawsze wydaje mi się, że jest to oczywiste dla wszystkich wokoło i nie wymaga żadnego wyjaśnienia. W trakcie sesji okazało się jednak, że powinnam przed rozpoczęciem gry poświęcić zdecydowanie więcej czasu na wytłumaczenie, o co właściwie tu chodzi i jak to działa. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę spóźnienie graczy, miałam poważne obawy, że nie uda mi się zmieścić w przepisowym czasie, więc przed-sesyjne bajdurzenie starałam się skrócić do minimum. Jak się okazało, niepotrzebnie.


Syndrom Wolsunga

Castle Falkenstein i Wolsung to zbliżone systemy, jeśli chodzi o klimat, jednak dzieli je cienka granica, po przekroczeniu której z Nowej Europy bohaterowie bezpowrotnie przenoszą się do Wanadii. W moim odczuciu w CF zagrożenie jest dużo bardziej realne i należy traktować je poważniej, niż w Wolsungu, dla którego normą jest absurdalność na poziomie ostatniej kinowej adaptacji "Trzech muszkieterów". Osobną kwestią jest użycie kart, które w Wolsungu pozwalają graczom na wchodzenie w kompetencje MG, natomiast w Castle Falkenstein po prostu zastępują kostki. Najwyraźniej nie podkreśliłam tego wszystkiego dostatecznie wyraźnie, ponieważ przez całą sesję czułam, jak gracze ciągną mnie w stronę Wolsunga, w ten czy inny sposób.


Celebryta

Miałam zaszczyt poprowadzić luckowi, który ze względów od niego niezależnych okazał się być bardzo problematycznym graczem. Po pierwsze, będąc w fandomie znaną osobistością przyciągał do naszego stolika mnóstwo znajomych, którzy chcieli się przywitać i zamienić kilka słów. Po drugie, lucek był potwornie zmęczony i najzwyczajniej w świecie zasypiał. Coś takiego zdarzyło mi się po raz pierwszy i zupełnie nie wiedziałam, jak sobie z tym radzić. Pozwolić spać w spokoju, wlewać do gardła napoje energetyczne, kopać pod stołem? Nagle zaczęłam doceniać zachowanie Kastora, który na zeszłorocznej edycji podczas sesji w nWoD-a w pewnym momencie zdecydował, że jest zbyt nieprzytomny, żeby grać. Przeprosił więc MG oraz współgraczy i... poszedł się zdrzemnąć.


Bez wątpienia sesja nie wypadła tak dobrze, jak mogłaby wypaść. Z drugiej strony opinie graczy wskazywały na to, że jakkolwiek dostrzegali pewne wady byli raczej zadowoleni i bawili się dobrze. Szczególnie podobało się odgrywanie NPC-ów, do opisów również nie było żadnych zastrzeżeń. Zamiast zapaść się po ziemię i nigdy więcej nie pokazywać na konwentach mogę więc zacząć myśleć o krakowskim Lajconiku. W kontekście prowadzenia, oczywiście.


[1] najlepszym tego dowodem jest nimdil, który po kilku lekcjach ze mną wciąż nie potrafi poprawnie przedstawić się po francusku.


[Można przeczytać również tu. Wygląda ładniej, co jak wiadomo dla kobiet jest niezmiernie istotne.]

Komentarze


Kamulec
   
Ocena:
+10
*zajmuje miejsce zigzakowi*
12-03-2012 21:19
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Broń go dzielnie - ja byłem zajęty czymś innym, ważniejszym :)
12-03-2012 21:39
sskellen
   
Ocena:
+3
Lubię takie analizy rpgowania, co do ludzi zasypiających to w starych czasach budziło się śpiochów na wygrzew w warmłotka:)
12-03-2012 22:05
kbender
   
Ocena:
+6
U nas śpiochom dawało się spać w spokoju, decyzje podejmowało się za nich zbiorowo (zgrana ekipa, nikt na diabła nie robił), a od czasu do czasu się budziło tekstem "co robisz".

Do kanonu przeszła wypowiedź gracza, który po włożeniu kostek do ręki i krzyku "co robisz?" odpowiedział przytomnie "To ja go tnę", turlnął i wrócił spać.

A generalnie. Kopanie pod stołem nie działa, a energetyki w takiej ilości są niezdrowe. Trzeba dać człowiekowi się wyspać i już.
12-03-2012 22:30
Blanche
   
Ocena:
0
@kbender:
Myślę, że to, co napisałeś jest najważniejsze: zgrana ekipa. Niestety, trudno oczekiwać czegoś takiego od sesji na konwencie, ale dzięki za radę. :)
12-03-2012 22:34
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
wbicie kciuków za żuchwą z obu stron i podniesienie lekko głowy delikwenta za żuchwe działa zawsze i efekt obudzenia (pobudzenia?)utrzymuje się dośc długo :D
12-03-2012 22:41
Blanche
   
Ocena:
+1
@zigzak:
Może wypróbuję Twój sposób następnym razem :P
12-03-2012 22:44
sskellen
   
Ocena:
+3
@zigzag jesteś sadystą:)

@kbender w moich okolicach znana jest wypowiedz MG, który się przebudził wziął kostkę i gumkę myszkę, rzucił i powiedział: było ich dwóch chcieli was okraść, ale sobie poszli:)
12-03-2012 22:44
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie jestem sadystą, jestem praktyczny. To stary sposób, którego używaliśmy przy przesłu... eee. No stary sposób po prostu :)
12-03-2012 22:55
sskellen
   
Ocena:
+1
@zigzag w takim razie polecam
http://www.youtube.com/watch?v=ALA zBvFWjDg
12-03-2012 23:15
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
E, no zaraz takie rzeczy - to stary chwyt, używany przez ochroniarzy, bramkarzy i innych takich do budzenia klientów. Mi go pokazali policjanci akurat, oni go używali jeden na drugim, jak zasypiali na służbie. :)

I był przydatny, jak robiliśmy przesłuchania świadków (oczywiście nie na świadkach!!! tylko na sobie) i człowiek przysypiał. To naprawdę pobudza.
12-03-2012 23:23
kbender
   
Ocena:
+2
zigzak, może trzepniesz jakąś notkę o torturowaniu w RPG?

"Praktyczne zastosowanie tortur na sesji" :P
13-03-2012 12:33
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
mógłbym napisać o przesłuchiwaniu podejrzanych na posterunkach zagramanicą, ale tortur nie uprawialiśmy więc niewiele o tym wiem :)
13-03-2012 12:49
Szary Kocur
   
Ocena:
0
Całą zagramanicą przesłuchują? Czy to nie zbyt brutalne?
13-03-2012 21:33
earl
   
Ocena:
0
Nie żebym się czepiał, ale w 1867 roku Bismarck nie był jeszcze kanclerzem, lecz tylko premierem Prus.
14-03-2012 17:13
Blanche
   
Ocena:
0
Historia w CF wygląda nieco inaczej, niż nasza, tj. generalnie, Bismarckowi wszystko idzie nieco szybciej, bo ma największego złego systemu do pomocy :P
14-03-2012 17:14
earl
   
Ocena:
0
Chyba, że tak, wtedy jest to zrozumiałe.
14-03-2012 20:30
lucek
   
Ocena:
+1
@Blanche - nie mam nic na swoją obronę! Oprócz tego, że w ciągu wcześniejszych 40 dni poprowadziłem 35 sesji ;-)


@zigzak - wbij sobie kciuki w oczodoły i umrzyj :P


l.
15-03-2012 01:35
Lenartos
    @lucek Może opiszemy to w LC w biograficznej serii artykułów...
Ocena:
0
"W 40 Dni Dookoła Półświatka" ;)
15-03-2012 23:13
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
lucku, jestem zbyt piękny, młody i zgrabny by umierać, ale dzięki za poradę -wiem, że wyszła prosto z serca :)
16-03-2012 08:31

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.